Hej wesele tańcowało!

Wieczór kawalerski i wesele dzieliło 2 tygodnie. Jakby nie było, poza przyszłymi małżonkami i nas nerwy dopadły. Te powstające w głowie pytania: jak ludzie zareagują? Czy będziemy mogli się czuć swobodnie? Czy będziemy mogli razem zatańczyć? No i jak to w ogóle będzie?

Na dzień przed weselem, jako świadek i drużba poproszony zostałem o pomoc przy ustawianiu stołów i usadzaniu gości. Poza mną i narzeczonymi była jeszcze ich najbliższa rodzina. Stoły zostały ustawione w taki sposób, że powstały dwa długie rzędy biegnące obok siebie a na ich początku postawiono jeden oddzielny stół. Ten oddzielny stół, to miejsce dla młodej pary, świadków i ich osoby towarzyszące. Szybko zrozumiałem, że będziemy zauważalni przez wszystkich obecnych gości. Na szczęście pocieszał mnie fakt, iż to nie my będziemy stanowić tego wieczoru główne centrum zainteresowań, bo należy on do tych, którzy kilka chwil wcześniej powiedzieli sobie „tak”. Stoły i krzesła ustawione i dekoracja gotowa. Szybkie piwko i do domu spać, aby rano być gotowym na ogromne wydarzenie w życiu moich przyjaciół.

Sobota, 9 rano. Pobudka, szybki prysznic, śniadanie i kilka chwil później jestem u przyszłej panny młodej. Fryzjer już na miejscu a ja zostaję przydzielony do pracy społecznej – prasowania koszuli i wiązania krawatu. Tak, uwielbiam to robić i mogę na to poświęcać wiele godzin w tygodniu. Tuż przed wyjściem puściłem kilka żartów na rozluźnienie, i szybki marsz do narzeczonego. Muszka, krawat, druga muszka, trzecia muszka, poszewki i ostatnie poprawki. Przyjeżdża fotograf. Jeden z tych, którzy wiedzą jak rozluźnić atmosferę i przy których czujesz się tak, jakby obiektyw nie istniał. Kilka chwil później podjeżdża biały mercedes „starej daty”. Cudo! Wsiadamy i ruszamy przy dźwiękach 50 letniego klaksonu.

Wykupiny i kwadrans później kościół. Po kilku dniach wreszcie widzę Pawła. Stoi z paczką naszych znajomych. Witam się z nim – tfu… rzucam się mu na szyję i ściskam jakbyśmy nie widzieli się dłuuuugo. Ale potrzebowałem tego. Dzisiaj sama rozmowa przez telefon już nie wystarcza. W kościele Paweł siada w ławach a ja towarzyszę swoim przyjaciołom przy składaniu przysięgi. Osobiście podaję im obrączki, które kilka sekund później są już na serdecznych palcach.

Wesele. Ta część dnia zdecydowanie luźniejsza. Staram się spędzać każdą wolną chwilę z Pawłem. Obowiązki drużby jednak zajmują dużo czasu, ale są one na tyle przyjemne, że rekompensują zmęczenie i mętlik w głowie. Miałem okazję porozmawiać z prawie każdym gościem. Ha! Podczas jednej z przyśpiewek zespół wręcza mi mikrofon, a ja… zaczynam niestety przez niego śpiewać. Usłyszałem swój głos i zwątpiłem, no ale ludzie się przyłączyli do mnie; aplauz też zebrałem (pewnie dla zagłuszenia mnie).

A teraz ciekawostka. Świadkiem i drużbą byłem drugi raz. I poprzednio i teraz najlepszą grupę do rozmów stanowią osoby (że tak powiem) mających nieco bogatszy PESEL niż ja. Oni czują żart. Oni czują klasę. Oni umieją się śmiać. Oni umieją czerpać radość z nawet najmniejszego gestu. Przy tym stoliku spędziłem najwięcej czasu i odchodziłem od niego za każdym razem z bananem na twarzy.

A jak to było ze mną i Pawłem, jako parą. Tak, ludzie pytali się czemu przy koło świadka nie siedzi dziewczyna, tylko chłopak. Pytania te jednak nie były kierowane do mnie, a do rodziny państwa młodych. Ja nawet o nich nie wiedziałem, a usłyszałem dopiero następnego dnia. Podobno na weselu po kilku godzinach o nas wiedzieli już wszyscy. Zresztą, po północy, kiedy atmosfera sięga zenitu wyluzowania mogłem poświęcić Pawłowi zdecydowanie więcej czasu. Mój stres i wątpliwości, czy aby na pewno mogę zatańczyć z Pawłem minęły. Były tańce szybkie, wolne, śmieszne i romantyczne. W tym miejscu wrócę do tych pań i panów z fajnym PESELem. Nie będę ukrywał, że zerkałem na ich reakcję, kiedy po środku parkietu byłem przytulony do Pawła i tańczyliśmy jakiś wolny dreptak. I co zauważyłem? Patrzyli dokładnie tak samo, jak na każdego innego, a kiedy kilka chwil później znowu zawitałem przy ich stole, rozmowy były jeszcze ciekawsze i bardziej otwarte. Podobnie było z innymi gośćmi. Nikt jednak nie poruszył tematu mnie i Pawła, ale to i dobrze. Dzięki temu dało się odczuć, że wszystko jest ok a my nie stanowimy sensacji na weselu moich przyjaciół.

Przyszedł kolejny dzień. Dużo gości zostało na noc w jednym hotelu – tym samym co państwo młodzi, rodzina i ja z Pawłem. Kiedy rano przemierzałem hotel w poszukiwaniu pokoju młodego małżeństwa (potrzebowałem żelu pod prysznic) spotkałem wielu gości oraz część rodziny. I tu się nieco pochwalę, bo każda z tych osób podchodziła, witała się, dziękowała za wspaniałą zabawę i „gratulowała” tego, że się spisałem. To niby tylko słowa, a ja sam nie uważam, abym zrobił coś wielkiego. Skłamałbym jednak, gdybym nie powiedział, że było to miłe. Ten dzień się jednak nie kończył, bo przyszedł czas na poprawiny. Małżonkowie wprost powiedzieli mi, że mamy z Pawłem czuć się swobodnie ze sobą. I tak też było. Przy kolejnych rozmowach z gośćmi padły słowa: „Piotr i Paweł”. Przy jednym stole były one wypowiadane po wielokroć. Niektórzy zapytali się nas wprost, czy jesteśmy razem. Odpowiadaliśmy szczerze. Reakcje były sympatyczne. Niektórym słowo „homoseksualizm” przechodziły z trudem przez gardło, ale chyba nie ze względu na brak akceptacji lecz niewiedzę, jak „my na nie zareagujemy”. Ja to rozumiem, bo wiem z autopsji, że naturalność i neutralność w ich wypowiadaniu przychodzi z czasem. Byli też goście, którzy wiedziałem mniej więcej jakie mają zdanie o środowisku LGBT. Ku naszemu zdziwieniu (naszemu, mam na myśli nie tylko mnie i Pawła, ale i innych gości) również wsłuchiwali się rozmowy, jakie inni o nas inicjowali. Od niektórych mieliśmy z Pawłem okazję usłyszeć „to swoi ludzie”.

Nie wiem, czy świat który mnie otacza jest piękny. Nie wiem, czy wszyscy (a przynajmniej zdecydowana większość) pomimo swoich uprzedzeń potrafią w jednej chwili zmienić swoje nastawienie a przynajmniej powstrzymać się od wrogości. Nie wiem, czy to zasługa tzw. psychologii tłumu czy… sam nie wiem. Dziękuję jednak wszystkim gościom za świetną zabawę i za to, że ten wyjątkowy dzień dla moich przyjaciół był naprawdę wyjątkowy. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że mogłem tego dnia być tak blisko nich z moich chłopakiem. Dziękuję!

~ Piotrek