yć może jestem tylko biernym obserwatorem. Nie udzielam się przecież specjalnie na forum środowiska LGBT, nie należę do żadnej organizacji, nie tworzę projektów i nie jestem też wolontariuszem. Do tej pory nie uczestniczyłem w zbyt wielu zgromadzeniach, choć na marszu we Wrocławiu byłem. Można byłoby więc wnioskować, że nie mam zbyt wiele do powiedzenia w temacie działalności na rzecz „branży”.
Nie da się również ukryć, że rozmawiając o tematyce środowiska stąpam po cienkim lodzie, bo za chwilę ktoś może się obrazić bądź poczuć urażonym. Mam jednak wrażenie, że podobnie mają się dzisiaj Ci wszyscy, którzy swoje codzienne życie poświęcili dążeniu do równych praw. I jako ten bierny, młody i niedoświadczony obserwator mam swoje przemyślenia. Nie powstały one przez zasiedzenie kanapy, przeglądanie facebooka bądź czytanie newsów.
Dialog. Ci, którzy nas poznali doskonale wiedzą (i chyba potwierdzą), że z Pawłem lubimy prowadzić aktywną rozmowę. Szczególnie, gdy poznajemy kogoś z bloga, a osób takich jest wielokrotnie więcej niż łącznie palców na obu naszych rękach. Poznajemy prywatne historie, które niosą za sobą śmiech, zabawę, płacz, akceptację, osamotnienie, odrzucenie, wrogość, przemoc… Wiele z nich łączy jedno. Brak wspólnoty wewnątrz branży.
Mimo wielu lat, w trakcie których pracowały organizacje LGBT, udało się wygospodarować rozlegle działania celujące na wyrównanie praw, szans na przyszłość, edukację, bezpieczeństwo itd. Mam jednak wrażenie, że poruszamy się w świecie zamkniętym w kilku miastach, gdzie skupiają się poszczególne grupy obradujące nad planami na kolejne dni, tygodnie, miesiące czy lata. Oczywiście dobrze, że tak się dzieje. Brakuje mi jednak wciąż w całym „Polskim homoseksualiźmie” historii zwykłych ludzi. Najczęściej słyszymy o nich, gdy dzieje się coś złego – patrz na historię pobitych chłopaków z Krakowa. Stawianie tu pytania, czy udałoby się temu zapobiec, gdyby… coś tam – uważam za całkowicie zbędne, które powoduje tylko niemerytoryczne uzurpowanie praw do jedynego słusznego dla siebie poglądu.
Nie umiemy jeszcze budować wspólnoty, a przynajmniej poczucia przynależności do jakiejś grupy społecznej. Nie udało nam się tego wypracować przez wiele lat. Zastanawiam się, czy za bardzo nie skupiliśmy się na dążeniu do „uzyskania” pewnych praw, a zapomnieliśmy o potrzebach, które te właśnie prawa winny zwieńczać (?).
Wchodząc w świat LGBT błądziłem między różnymi stronami internetowymi. Natrafiłem na Kampanię Przeciw Homofobii. Później, przy pomocy znajomego na nieistniejący już magazyn Pride, kolejno na Lambdę, Replikę itd. Z każdą następną stroną widziałem, że nie jest tak źle, jak mi się na początku zdawało. Zobaczyłem, że jest dużo organizacji, które zajmują się wieloma rozległymi sprawami. Miałem wrażenie, że ktokolwiek wychodzący z szafy nie może czuć się samotny a już na pewno nie powinien obawiać się osamotnienia w przypadku rodzinnego odrzucenia. Chciałem więc działać. Zdecydowaliśmy z Pawłem, że założymy bloga osobistego. Opowiemy ludziom takim, jak my naszą historię. Inspirowaliśmy się chłopakami z Krakowa, którzy jako pierwsi postanowili opowiedzieć publicznie o podpisaniu umowy partnerskiej. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że w Polsce znajdziemy inne blogi (vlogi) prowadzone przez osoby homoseksualne. I tak, przy prasowaniu koszuli pewnego ranka dowiedziałem się z Dzień Dobry TVN o istnieniu KaDo, później z Google o innych blogach LGBT. Zaraz po naszym powstawały też kolejne – jedno porzucone a inne wciąż rozwijające się i inspirujące.
Gdy zaczęliśmy poznawać naszych czytelników, zdarzało nam się słyszeć, że nie wiedzą o wielu branżowych organizacjach. Gdy siedząc w kawiarni rozmawialiśmy ze znajomymi z branży i wymieniliśmy nazwę jednej z większych organizacji – wykrzywił się. Innym razem ktoś zdziwił się, że czytamy Replikę. Jeszcze później, gdy ktoś dowiedział się, że chcemy działać na rzecz osób LGBT zostaliśmy przezeń zmierzeni od góry do dołu i usłyszeliśmy – a po co, przecież to i tak nic nie da?
To nie jest dobra postawa. Odkąd tylko pamiętam, udzielałem się w różnych stowarzyszeniach. I nie było to zwykłe przyglądanie się działaniom, czy „posłuszne” wykonywanie zleconych zadań. Ja po prostu tak nie umiałem i nadal umiem. I potwierdzić to mogą Ci, którzy widzieli, jak bardzo angażuję się w rozwój wszystkiego, co zostanie mi wygospodarowane. Taki już jestem. Nie umiem jednak zaangażować się, jeśli najpierw nie wsłucham się w potrzeby… ludzi! Tak, ludzi. Tych, dla których organizacja miała być stworzona. Do tego trzeba czasami wielu miesięcy. Dla niektórych bezcelowe może zdawać się rozmawianie z tymi, którzy żyją normalnie, nie przeżyli rodzinnej tragedii bądź nie osiągnęli sukcesu na miarę celebryty. Problemy osób LGBT rodzą się właśnie przez bierną postawę wobec tych, którzy nie chcą, nie mogą, nie potrafią bądź nie czują potrzeby się odezwać.
Przyciągamy ludzi do środowiska LGBT. Chcemy pokazywać tych, którzy nas wspierają, promują, akceptują i pomagają. Przyciągamy nie wychodząc poza własny krąg, który nie pozwala po prostu rozwinąć żagli. Świetnym przykładem jest tu chociażby postawa, którą dzisiaj oglądać możemy w „Dumni i wściekli”. Ci młodzi gniewni szukając wsparcia, sami zaczęli wspierać walczących o swoje prawa. Mimo, że byli odpychani, wyśmiewani i przeganiani – nie poddali się. Czy ktoś dzisiaj jest w stanie wskazać mi grupę społeczną, która bez cienia wątpliwości jest wspierana przez nas – środowisko LGBT, a która jest spoza tego kręgu? Bo nawet ja mam z tym problem. Może nie byłem zbyt dociekliwy, ale chodzi właśnie o to, aby to było „jasne, jak słońce”. A czy jednocześnie kiedykolwiek słyszeliście o tym, że Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (największe centrum związków zawodowych) wspierało wprowadzenie związków partnerskich? Czy my równocześnie wsłuchaliśmy się w ich potrzeby i wsparliśmy ich? To nie są pytania retoryczne. Bo sam chciałbym poznać na nie odpowiedź.
Clou moich przemyśleń jest prozaiczne lecz czepialskie. Nie starajmy się uzyskać równych praw, lecz starajmy się o ich wyrównanie. Nie chwalmy się wielkimi osiągnięciami, jeśli pomijamy w nich niewielkie potrzeby tych, dla których walczymy. Nie gromadźmy fanów naszych pomysłów i idei, ale skupiajmy ludzi, którzy wniosą coś od siebie do nich, nawet jeśli miałyby one pogrzebać lub zaburzyć dotychczasowy harmonogram. Pośród tego wszystkiego odnoszę wrażenie, że jesteśmy o krok za daleko. Zostawiliśmy poza zasięgiem oczu to, czego nie możemy w dodatku usłyszeć. Brak dystansu to brak zrozumienia. Brak zrozumienia to zwykła ignorancja, od której już tylko krok do pychy często mylonej z dumą.
Dążmy do bycia dumnym. Wtedy będziemy silni. Nie będziemy szukać rozwiązań w półśrodkach, które zamykają z automatu drogę do negocjacji społecznej. I zastanówmy się wreszcie, czy znajdziemy zaangażowanie do zmian wśród ludzi spoza branży, jeśli nie potrafimy zmobilizować się do działania wewnątrz?
~ Piotrek