Nasz pierwszy raz… w branżowym klubie

Nie będzie ani słowa o seksie 🙂 Krótko opowiemy o tym, jak wyglądał nasz pierwszy (drugi i trzeci) raz w klubach branżowych (czyli tych, gdzie mile widziane są środowiska LGBT).

Było to nasze wspólne pierwsze wyjście do takiego klubu. Wcześniej żaden z nas również nie miał okazji gościć na takiej imprezie. Ciepły wieczór 15 maja. Siedzieliśmy razem przy piwie w barze na Wrocławskim rynku. Za kilka godzin pociąg do Warszawy, gdzie mieliśmy zaplanowane przeniesienie się w czasy dzieciństwa w Centrum Nauki Kopernik. Nie chciało nam się jednak wracać domu. Poprosiliśmy o rachunek kelnera jednocześnie pytając go, gdzie tu są jakieś kluby branżowe, w których dzisiaj coś się dzieje. Bez dłuższego zastanowienia wskazał na jeden z kilku we Wrocławiu. Okazał się być dosłownie 200 metrów od miejsca, gdzie mieszkamy. Bez dłuższego zastanowienia poszliśmy.

Teraz pomyślcie, jakież było nasze zdziwienie, kiedy już weszliśmy do takiego klubu! Pomimo tego, że przecież jesteśmy gejami, tkwiły w nas pewne stereotypy. Klub taki wyobrażaliśmy sobie, jako skupisko gejów, którzy przychodzą tam tylko w jednym celu (choć nie wiemy skąd w ogóle takie myślenie…). Już po kilku minutach zobaczyliśmy, że wcale tak nie jest. Nasz światopogląd został obalony przy kolejnym zderzeniu z otoczeniem. Jak już wspomnieliśmy, nie za dobre wyobrażenie mieliśmy o ludziach, którzy przychodzą do takiego klubu (sic!). Mężczyzn wyobrażaliśmy sobie takich, jacy tkwią w głowach twardych homofobów. Nie wiemy skąd takie myślenie, ale nie ukrywamy, że tak ono właśnie wyglądało (pomimo tego, że wcale nie uważamy, że wygląd, styl etc jest jakąkolwiek wskazówką, która dałaby nam prawo do oceniania człowieka). Jakież było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy tam, poza „przeciętnymi” chłopakami (takimi jak my) mężczyzn, przy których – jeśli poznalibyśmy ich w innych okolicznościach – nie poruszylibyśmy nawet tematu gejów bojąc się o własne życie. Sami rozumienie – łysi, napakowani etc 🙂 Wiemy, że to wstyd, kiedy gej sam posiada jakieś „uprzedzenia” dotyczące środowisk LGBT. Ale uczymy się na własnych błędach.

Tej nocy bawiliśmy się świetnie. Czas mijał tak szybko, że po powrocie do domu, przy ustawianiu budzika na pociąg, naszym oczom ukazał nam się komunikat „alarm zadzwoni za 3 godz”. Nastawiliśmy więc chyba z 4 budziki. Następnego dnia wylądowaliśmy w Warszawie. Wieczorem postanowiliśmy na spontanie pojechać jeszcze do Krakowa (o tym napiszemy w osobnym poście), do którego zaprosił nas Marek – czytelnik tego bloga. On również zabrał nas do klubu. Był to jednak klub nieco inny, niż ten z Wrocławia. Większość odwiedzających go, to lesbijki, czyli nasze przyrodnie siostry 🙂 Oczywiście klub jest otwarty na całe środowisko LGBT, jednak „L” jest tam największe. Nie pamiętamy, czy kiedykolwiek tak dobrze bawiliśmy się w jakimkolwiek klubie. Z parkietu wyrwało nas wschodzące słońce, oraz plan zwiedzenia Krakowskiego aquaparku (niestety nie wypaliło…).

Przedwczoraj odwiedził nas Marek. Więc i my, nie chcąc pozostać dłużnymi, zabraliśmy go do naszego „pierwszego” klubu. Krokomierz, po 4 godzinach pokazał 12.343 kroków (ok 10km). Tyle wydeptał jeden z nas 🙂 Tym razem atmosfera była taka sobie, ale nie ze względu na ludzi – Ci dawali z siebie wszystko. Nawalił po prostu DJ.

Po drodze był jeszcze jeden epizod z innym klubem, ale było tak pusto, że tyle samo miejsca ile przemyśleń po wizycie w nim, postanowiliśmy przeznaczyć na niego w tym poście.

Kończąc, przyznajemy, że jeszcze wiele przed nami nauki o środowisku, którego jesteśmy częścią. Zapewne nie jeden raz złapiemy się jakimś stereotypie lub uprzedzeniu, który w nas siedzi. Ale postawiliśmy jeden ważny krok – otworzyliśmy się na środowisko LGBT. Poznajemy co raz więcej ludzi. „Uczymy się” być gejami. Uczymy się też tolerancji i otwartości.