Uczymy się każdego dnia. Nauka skrywa się pod różnymi postaciami. Czasami doświadczamy jej w formie refleksji, wstrząsu, odbicia od dna, czy walki ze słabościami. Innym razem jest kubłem lodowatej wody, która wypłukuje z głowy bzdurne uprzedzenia. I właśnie o tych bzdurnych uprzedzeniach dzisiaj nieco wspomnę wylewając na siebie kubeł zimnej wody.
Dzięki temu blogowi poznaliśmy z Pawłem kilkadziesiąt osób. Okazje były różne: a to zaproszenie od Was, wspólny wyjazd za miasto, spotkanie przy okazji (bez okazji) gdzieś w mieście, czy spotkanie organizowane przez stowarzyszenie/fundację. Gdy na początku marca udaliśmy się z Pawłem i naszym znajomym do Poznania na spotkanie Grupy Stonewall oraz wybory Mister HAH Poznań nie mieliśmy świadomości, jak wiele nauki jeszcze przed nami. Można byłoby powiedzieć, że skoro prowadzimy bloga gejowskiego, gdzie wiele razy pisaliśmy o walce z uprzedzeniami i nietolerancją, to my – blogerzy – jesteśmy wolni od tej wady. Nic bardziej mylnego. U nas przybrała ona zachowanie zawarte w przysłowiu „jak cię widzą, tak cię piszą”.
Od organizatora wyborów Mister HAH Poznań dowiedzieliśmy się, że w jury obok nas zasiądzie również przedstawiciel Grupy Stonewall. Kim ta osoba będzie, zobaczyliśmy bezpośrednio na organizowanym przez te stowarzyszenie spotkaniu. Był to Marcel – chłopak siedzący na skraju sali, przy stoliku ze znajomymi. Usłyszeliśmy od jednego z uczestników, że „to nasza lokalna gwiazda”. Nasza ciekawość sprawiała, że mimowolnie co chwilę na niego spoglądaliśmy. Wzmagał to marynarski strój Marcela oraz jego indywidualny styl bycia. Innymi słowy, wyróżniał się z tłumu.
Niestety, w naszych głowach rodziło się przeświadczenie, że będzie ciężko… Gdy przywitaliśmy się z nim, mieliśmy wrażenie, że właśnie zderzyły się ze sobą dwa różne światy. Różność ta spotęgowana była tym, że w naszych głowach zbudował się już obraz Marcela, jako człowieka nachalnego i nieustępliwego. Mówiliśmy dwoma zupełnie różnymi językami. Z takim przekonaniem udaliśmy się po spotkaniu Grupy Stonewall do klubu HAH. Tam przywitaliśmy się jeszcze raz z Marcelem, który ciągle nas zagadywał, rzucał żartami i na wszystko miał ciętą ripostę. Nie byliśmy na to przygotowani.
Z każdą godziną poznawaliśmy Marcela bliżej. Między tym, co mówił zaczęliśmy dostrzegać młodego, fajnego i pełnego pasji człowieka, który wcale nie jest taki, jaki wydawał się nam po „pierwszym wrażeniu”. Dostrzegliśmy energię, którą on stara się dzielić z każdym, kogo napotka na swojej drodze. I to nie byle jaką energią, bo utraconą przez całe masy ludzi mijających się na mieście i patrzących na innych spod oka. W tym tłumie zobaczyliśmy Marcela, który początkowo wydaje się być zapalonym do życia w centrum uwagi, z czasem zaczą być postrzegany jako performer. Człowiek, z którym nie można się nudzić, a 30 minutowa rozmowa przy drinku to substytut 2 tygodniowych wakacji, podczas których przestajesz myśleć o jakichkolwiek problemach i zmartwieniach. Liczy się tu i teraz. Ważne staje się życie z przebojem.
W tym człowieku drzemie coś jeszcze. Niespotykana szczerość i otwartość. Odnieśliśmy wrażenie, że gdy przeciętny Polak nie mając ochoty na wyjście z kumplami na miasto szybko znajdzie wymówkę tylko po to, aby zachować twarz, on nie będzie owijał w bawełnę. I między innymi to jest w nim piękne, choć ekspresyjność, wyraźność i zewnętrzność jego uczuć może wprawiać w zakłopotanie.
Głupota nasza jednak nie ograniczyła się do tego, jaki mylny obraz stworzył się o Marcelu w naszych głowach. Przez cały wieczór zapraszał nas on na karaoke. Chciał pokazać nam, jak śpiewa. Odmawialiśmy i odmawialiśmy, kiedy to mój znajomy dobrze znający Marcela powiedział mi, abyśmy poszli i posłuchali. Długo nie czekając podszedłem do Marcela i powiedziałem, że „tak, chcemy posłuchać”. Zobaczyliśmy ogromną radość w jego oczach. Wziąłem Pawła za rękę i poszliśmy do małej salki w HAHu, gdzie Marcel bez kolejki dostał mikrofon. Zanim zaczął śpiewać, wspomniał tylko, że utwór ten dedykuje nam. W jednej chwili wokół niego zgromadził się tłum, ludzie wstali z siedzeń, a on zaczął śpiewać. My osłupieliśmy. Ludzie wołali nas na parkiet, ale my nie mogliśmy się ruszyć. Zrozumieliśmy, jak bardzo głupio powinniśmy się w tym momencie czuć. Chcieliśmy poczuć kubeł zimnej wody na sobie, bo doskonale wiedzieliśmy, że na niego zasługujemy. Tym bardziej, że impreza dobiegała ku końcowi, a my dopiero teraz zaczęliśmy dostrzegać w tym chłopaku, że pod kurtyną ekstrawertyzmu skrywa się wspaniała powstać. Wchodząc po chwili na parkiet, weszliśmy tym samym w świat Marcela – kolorowy, przytulny, życzliwy i żywy.
To była i nadal jest cenna lekcja i nauczka. Dzielimy się nią z Wami mimo tego, że nie przedstawia ona ani mnie, ani Pawła klarownym wyobrażeniu. Wiemy jednak, że takie jest życie, gdzie słabość i uprzedzenia powodują wiele niedomówień i sprawiają, że zamykamy się na poznanie drugiego człowieka. Nie dajemy nie tylko innym, ale przede wszystkim sobie szansy. My zakochaliśmy się w Marcelu. Jeśli mielibyśmy wybierać, kto jest dla nas wzorem do naśladowania przy czerpaniu radości z życia, byłby to właśnie on. Mamy też nadzieję, że obiecane mu wino wypijemy wspólnie i to bardzo szybko!
~ Piotrek i Paweł
„Niektórzy uważają siebie za doskonałych tylko dlatego, że stawiają sobie małe wymagania” ~ Hermann Hesse „Wilk stepowy”