Prawo do adopcji

Adopcja dzieci przez pary homoseksualne wywołuje burzę nie tylko na forum publicznym, ale i wśród osób LGBT. Najczęściej dla argumentacji „przeciw” spotkamy się z twierdzeniami:

– jak to dziecko będzie się czuło?

– społeczeństwo będzie je szykanowało, odrzuci je,

– ludzie nie są na to jeszcze gotowi,

– nie zapewni to prawidłowego rozwoju dziecka,

– dziecko nie będzie miało męskiego/żeńskiego wzorca

…i wiele innych podobnych do nich.

Swoje zdanie na temat adopcji dzieci wyraziłem już w jednym z filmików, jakie nakręciliśmy i opublikowaliśmy z Pawłem. Z jednej strony staram się spoglądać na ten problem przez pryzmat osoby LGBT, która chciałaby zostać rodzicem, ale i z prawno-społecznego punktu widzenia ze względu na wykształcenie i (może jeszcze skromne) doświadczenie

W pierwszej kolejności odpowiem sam sobie na pytanie, czy ja chciałbym się wychować w rodzinie, gdzie rodzice są tej samej płci?

Wbrew pozorom pytanie to nie ma charakteru zamkniętego, i nie da się na nie odpowiedzieć „tak” lub „nie”. I nie wynika to z mojego wymijania się od jednoznaczności, lecz z samego faktu, że byłem wychowany w rodzinie, gdzie był ojciec i matka. Nie wiem zatem, jak to jest być wychowanym w innym modelu rodziny. Poznając jednak historie poszczególnych par jednopłciowych wychowujących dzieci czy to w Polsce, czy w innym kraju mam nieodparte wrażenie, że kreowany problem to zwykła wydmuszka z wymalowanymi wyobrażeniami niemającymi oparcia w realiach. A fakty są takie, że pary jednopłciowe z dziećmi istnieją i mają się całkiem dobrze.

A czy ja mógłbym być wychowywany przez taką parę? Oczywiście, że tak. Mogłoby się przecież zdarzyć, że moja mama, albo ojciec odeszliby od siebie ze względu na orientację seksualną inną, niż deklarowaną przez dotychczasowe życie.

Jak bym się czuł? Patrząc na to pytanie mogę odpowiedzieć na jedynie z perspektywy dorosłej już osoby. Przebywanie od czasu do czasu z moim chrześniakiem oraz jego bratem, którzy nie są jeszcze nawet w wieku nastoletnim utwierdza mnie w przekonaniu, że nastawienie osobiste do osób LGBT nabywamy przez postawę społeczną ludzi, w których przebywamy. Nienawiści i homofobii nie dziedziczymy, nie jest ona wrodzona. Wraz z życiem za to otrzymujemy dar otwartości na różnorodność, która z każdym dniem jest zatracana albo ograniczana przez nakazy, zakazy, wychowanie… codzienność.

Wobec tego na argument „nie zapewni to prawidłowego rozwoju dziecka” uznałbym raczej wychowywanie przez rodziców i otoczenie w kulturze opartej na indoktrynacji. Uniemożliwia ona zwyczajną otwartość i ciekawość świata, która tak bardzo widoczna jest u ciekawskich wszystkiego świata dzieci. Tylko one potrafią z zaciekłością i zaciekawieniem bez końca dopytywać „a dlaczego?” W świecie dorosłych zatracamy to. Dzieciństwo kończy się wraz z koniecznością przyjmowania jedynie słusznych bezwzględnych racji rodziców. Osobiście mogę podziękować mojej mamie za to, że mimo rodziny katolickiej nie ograniczała mnie ona i nie zakazywała poznawania innych religii. Tak samo było z wyrabianiem światopoglądu. W domu obowiązywał pluralizm w oparciu o dyskusję i rozmowę. Skłamałbym oczywiście, jeśli przystałbym również na tym, że nie było tematów, które zostały nam narzucone, jednak wynikają one bardziej z natury bycia dzieckiem i z samego faktu chęci wychowania w ramach jakichś norm.

A te „bezwzględne” racje społeczne sprowadzają się m.in. do hipotezy, że społeczeństwo w Polsce nie jest jeszcze gotowe na model rodziny z dwoma ojcami, lub dwiema matkami a przez to dzieci będą szykanowane w szkole, na podwórku, wśród znajomych itd. Ale – za przeproszeniem – kiedy i jak ma dokonać się ta zmiana społeczna? Argument ten jest powtarzany bez końca i nadal będzie, skoro nie stawiamy żadnego kroku ku jego zmianie. Czy nastawienie zmieni się po wprowadzeniu możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne? Oczywiście, że nie! Zmieni się ono, jeśli społeczeństwo będzie edukowane w tym aspekcie. Tylko jak edukować ludzi, którzy swoje podejście do tej tematyki traktują swój światopogląd jako jedyny prawidłowy i nienaruszalny? Krokiem na przód będzie otwarte życie takich rodzin w społeczeństwie. Czasami jedynie bezpośredni kontakt z rodziną o innym modelu niż obecnie społecznie przyjęty w Polsce mógłby pomóc w zrozumieniu, że taka rodzina jest po prostu normalna.

Co się zaś tyczy męskiego i żeńskiego wzorca. Jak już wspominaliśmy z Pawłem w filmiku, dzisiaj prawo nie ogranicza możliwości adopcji dzieci wyłącznie przez małżeństwa heteroseksualne. Nikt nie zabrania adopcji dzieci chociażby przez singli. Idąc dalej, czy powinniśmy odbierać dzieci rodzinie, gdy jeden z rodziców umrze (nawet przed urodzeniem dziecka)? A może powinniśmy zakazać adopcji dzieci przez pary, które nie mogą ich począć w sposób naturalny ze względu na chorobę? Bo w końcu – zgodnie z teorią społeczeństwa – tylko ciąża buduje u matki i ojca rodzicielstwo i dalej idące instynkty. Wiemy przecież, że tak nie jest. Gdybym dzisiaj stał, jako dziecko przed perspektywą wychowania się bez rodziny, a możliwością bycia kochanym nawet przez dwóch ojców – wybrałbym to drugie. Skoro moich dwóch potencjalnych ojców przeszłoby przez wszystkie etapy procedury adopcji dziecka (aspekt społeczny, prawny, ekonomiczny, psychologiczny itd.) i specjaliści stwierdziliby, że mogą oni być rodzicami bez negatywnych tego konsekwencji dla dziecka, to jaki w tym problem? Czerpanie wzorca żeńskiego w rodzinie z dwoma ojcami (i odwrotnie), podobnie, jak to ma się w przypadku starających się o adopcję singli badany mógłby być chociażby przez fakt posiadania dalszej rodziny – rodzeństwa adoptujących czy dziadków.

Tematu tego oczywiście nie wyczerpię sam, podobnie jak mój głos w sprawie nie zmieni nic w podejściu wypracowanym przez przeciwników wszystkiego. „Dobra zmiana” nie zajdzie, aż nie rozpocznie się merytoryczna dyskusja, o którą niestety tak trudno ostatnimi czasy. Adopcja dzieci jest nie tylko tematem kontrowersyjnym, ale i niechętnie podejmowanym przez same środowisko LGBT; takie przynajmniej mam wrażenie. A wynika to być może z obawy, że pogrąży on wszystkie inne postulaty, z jakimi zmierzamy się w obecnym czasie (np. związki partnerskie, tudzież małżeństwa). Sprowadza się to jednak do unikania nieuniknionego. Bo właśnie przy okazji rozmów o związkach partnerskich przeciwnicy wyciągają argument, że jest to kolejny krok, aby te pary mogły adoptować dzieci, na co oni się nie zgadzają. Wtedy następuje wycofanie w postaci kontrargumentu, że wcale tak nie jest. Dlaczego nie, skoro walczymy o zrównanie praw?! Walka o prawa osób LGBT, to nie jest walką o uzyskanie przywilejów. Przejawem przywileju byłoby, gdyby prawa osób LGBT pozwalały na więcej, niż pozwala prawo „przeciętnemu Kowalskiemu”.  A o to nie postulujemy!

Prawo do życia w rodzinie jest prawem każdego dziecka. I traktowane ono winno być jako priorytet przy rozmowach i dyskusjach o adopcji przez pary homo- i heteroseksualne. Nie uważam, że byłbym lepszym ojcem, gdybym wbrew sobie wziął ślub z kobietą tylko dla ciąży lub adopcji. Wtedy moglibyśmy mówić o krzywdzie dziecka i jego uprzedmiotowieniu. Odpowiedzialnością jest gdy dwoje świadomych, dojrzałych i dorosłych osób podejmuje decyzję o adopcji, rodzicielstwie, a tym samym o wzięcie odpowiedzialności za dziecko na resztę jego życia nie ze względu na własne widzi misie, lecz człowieczeństwo.

~ Piotrek