Recepta na akceptację?

Czy recepta na akceptację istnieje?

Tydzień temu opublikowałem na swoim prywatnym profilu na Facebooku zdjęcie, na którym jestem ja z Pawłem na balkonie. (zdjęcie poniżej) Wstawiłem je, bo zwyczajnie mi się podobało. Nie spodziewałem się żadnej szczególnej reakcji.

Był późny sobotni wieczór, kilka minut po opublikowaniu zdjęcia. Siedzimy ze znajomymi na balkonie i rozmawiamy. Po chwili wraca do nas Paweł i mówi „zobacz, co się u Ciebie na fejsie dzieje”. Na wstępie rzucił mi się w oczy komentarz znajomego z uczelni. Robert napisał „przegięcie”. Z racji, że podczas studiowania od czasu do czasu zdarzało nam się rozmawiać o jego prywatnych sprawach i problemach, miałem mu odpisać coś w stylu „tak, przegięcie nadgarstka”. Jednak zauważyłem coś innego. Drugi komentarz mojego dobrego kumpla z czasów liceum. Nie zdziwiłem się, że zareagował komentarzem bo już kiedyś napisał pod moim zdjęciem z tęczowym kubkiem zatytułowane „mam to w genach”, że gdybym miał to w genach, to raczej by mnie nie było. W kwestie genetyki i dziedziczenia nie będę tu wchodził. Skupię się na treści długiej konwersacji, z jaką przyszło mu się zmierzyć. Pozwalam sobie tu zacytować treści z komentarzy pod moim i Pawła zdjęciem. W końcu są one publiczne.

Kolega z liceum, którego na potrzeby tego wpisu nazwiemy Mateuszem, napisał: (pisownia oryginalna) „Coś Ci Piotrek powiem jak stary kolega koledze. Super że jesteście dumni, żyjcie sobie po swojemu to wasza sprawa tylko nie rozumiem po co to udowadnianie co chwila tego samego czy widziałeś żeby jakaś hetero para dodawała takie zdjęcia i podpisywała że jesteśmy dumni? Nie traktuj mojego komentarza jako ataku po prostu stwierdzam, że odrobiną normalności braku natarczywej reklamy swojej orientacji, to byłby klucz do większej akceptacji całego środowiska LGBT przez resztę społeczeństwa”.

No i pojawiły się tu argumenty znane znamienitej większości z nas. Słyszymy je często przy okazji jakichkolwiek rozmów i debat z osobami, które w białych rękawiczkach starają się ukryć swojej nieakceptacji. Zacznę jednak od początku. Tak, jesteśmy dumni z Pawłem naszego związku i tego, że nie boimy się tego pokazywać. Wiele par (i nie tylko par), które również czytają tego bloga nie mają komfortu, gdzie rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy/uczelni wiedzą. Żyję po swojemu i niestety nie jestem w stanie ukryć tego. Chcę żyć normalnie, bez ograniczeń narzucanych mi przez społeczeństwo. Chcę być po prostu sobą. Niczego swoim zachowaniem nie udowadniam, bo niby co miałbym udowodnić tym zdjęciem? Że jestem z Pawłem i się kochamy? To żadna tajemnica. Czy pary hetero dodają zdjęcia, na których się całują (choć my w sensie technicznym na tym zdjęciu się nie całujemy, ale to szczegół)? Owszem.

Zmotywowany komentarzem Mateusza prześledziłem ponad 230 profili osób, którzy są facebookowej liście znajomych. Wiecie ile par hetero ma co najmniej jedno zdjęcie, na którym się całują? 73 pary hetero. A co ze zdaniem, że „stwierdzam, że odrobiną normalności braku natarczywej reklamy swojej orientacji, to byłby klucz do większej akceptacji całego środowiska LGBT przez resztę społeczeństwa”. Doprawdy? Gdzie na tym zdjęciu reklama? Gdzie natarczywość? I o jakiej akceptacji my mówimy? Pisałem o tym i mówiłem tu wiele razy. Ja nie szukam akceptacji społeczeństwa bo nie czuję się, że reprezentują sobą coś nienaturalnego, co z uwagi na swoją nieszkodliwość wymagałoby akceptacji. Jestem taki sam, jak społeczeństwo, w którym żyję. Społeczeństwo, które różni się wieloma rzeczami – kolorem oczu, lewo- i prawo- ręcznością, wzrostem, płcią czy… orientacją seksualną. Czy naprawdę można mówić, że brązowooki obywatel akceptuje swojego kolegę ze względu na to, że ten ma niebieskie oczy? Oczywiście, że nie. Traktujemy to jako coś naturalnego i nie zwracamy na to po prostu uwagi. I właśnie o takiej relacji w społeczeństwie marzę. A zaakceptować możemy, ale regulamin w sklepie internetowym.

Nie odpisałem nic, ale zrobił to nasz dobry znajomy, na komentarz którego odpisał znany z początku tego wpisu Robert (ten od komentarza „przegięcie”) w następujący sposób: „ile razy wrzucałeś zdjęcie mózgu na fb? Idąc za twoją logiką, skoro nie pokazujemy, że mózg jest to nikt nie powinien wiedzieć, że istnieje…”. Przypomina Wam coś ten komentarz? Bo mi tak. Pewną fałszywą historię o tym, jak Einstein wprawił w zakłopotanie swojego profesora negującego istnienie boga. Później Robert dodał od siebie jeszcze „Nie chodzi o strach tylko o zgorszenie. I nie chodzi tu wyłącznie o homoseksualizm, bo kiedy widzę parę hetero liżącą się na ulicy w sposób bardzo agresywny, albo gdybym zobaczył w centrum miasta faceta (czy chociażby nawet kobietę) zupełnie nago, to też byłbym zgorszony. Podobnie gorszy mnie widok dwóch facetów łamiących granicę męskiej bliskości u osób heteroseksualnych. Gdybym wstawił zdjęcie swojego przyrodzenia z komentarzem „i’. proud of it” to byłoby ok? Bo co złego jest w dumie? Niby ludzie wiedzą, że penisy istnieją, ale boją się je zobaczyć?”

Na taki komentarz Robert otrzymał jedno, ale jakże słuszne i nieco humorystyczne pytanie od naszego znajomego – czy zawsze na widok pocałunków myśli o penisach? No bo czy wy widzicie na tym zdjęciu jakąkolwiek nagość? Po tym pytaniu praktycznie nastała cisza z jego strony. Kilka chwil później zauważyłem, że pedagog, dziennikarz i muzyk w jednym zablokował mnie na zawsze. Bardziej zastanawia mnie jednak to, co ma mój pocałunek do złamania bliskości u osób heteroseksualnych? Czy ja im na tym zdęciu sugerowałem, że mają spróbować pocałować się z osobą tej samej płci? A może tym zdjęciem wkraczam w czyjąś intymność w związku? Równie dobrze i ja mógłbym krytykować zawieranie małżeństw, bo dochodzi do złamania poczucia równouprawnienia u osób homoseksualnych. A tego przecież nie robię. Jeśli już odzywam się w tym temacie, to skupiam się na tym, że ja nie mogę wziąć ślubu, a nie to, że razi mnie, jak inni mogą.

Prosto określił to jeden ze znajomych, który w odpowiedzi na komentarz Roberta napisał, że ja z Pawłem nie jesteśmy heteroseksualni i nie zmuszamy Roberta do przestrzegania naszych norm, więc niech i on swoje zostawi tylko dla siebie. Kilka chwil wcześniej pojawił się jeszcze komentarz Mateusza „nie rozumiem, po co ten hejt czy wyraziłem choćby jednym słowem potępienie dla kogokolwiek? Pytam jaki sens ma podżeganie do negatywnych emocji”. Nasze zdjęcie podżega do negatywnych emocji? A może podpis zdjęcia, że jesteśmy dumni? Naprawdę? Zresztą dobrze sparafrazował to w komentarzu nasz znajomy, że nasze zdjęcie podżega do negatywnych emocji dokładnie tak samo, jak kostka brukowa podżega maszerujących przez miasto kiboli. Mateusz przeszedł więc z samego zdjęcia, do tego, jak ono zostało podpisane. Według niego użycie słowa „duma” nie wnosi niczego dobrego, a takim podpisem pod zdjęciem niczego się nie osiągnie.

Później Mateusz zwrócił się w komentarzu już bezpośrednio do mnie „jeszcze w liceum czytałem taki artykuł o Biedroniu gdzie jego znajomi wspominali że odkąd stwierdził że jest gejem otacza się tylko homoseksualistami nie pojawia się na żadnej imprezie gdzie jest ktoś hetero. Piotrek odkąd stwierdziłeś publicznie że jesteś gejem nie widziałem żadnej aktywności z twojej strony w innym temacie kiedyś zajmowałeś się psami piłką polityką. Jeżeli twierdzisz że zdjęcie o którym mówimy miało inny sens niż włożenia kija w mrowisko co zresztą się udało to powiem Ci tak nie pier*ol”. Co wy byście na to odpowiedzieli? Mi ręce opadły Nawet czytelnicy tego bloga wiedzą (bo widzieliście nie raz), że otaczamy się ludźmi bez względu na ich orientację seksualną. W naszych filmikach czy wpisach pojawiały się wielokrotnie nasi znajomi, którzy są heteroseksualni. Uderzyło mnie również określenie, jakobym ja czy Robert Biedroń kiedykolwiek „stwierdzili”, że jesteśmy homoseksualni. Brzmi to tak, jakby była to kwestia naszego wyboru.

 

Nie jest tak, że ktoś stwierdza „jestem gejem”. To właśnie tu możemy mówić o pewnej formie akceptacji i dojrzewaniu do wyjścia z szafy. Poza tym nigdy nie stwierdziłem publicznie, że jestem gejem a opisałem historię mojego coming outu, który dokonywał się przez pewien czas z pomocą i wsparciem rodziny i przyjaciół. Idąc dalej za komentarzem Mateusza rozumiem, że będąc homoseksualny jestem nadal związany do aktywnego uczestniczenia w klubach, w których nieprzychylnie patrzą na mnie i Pawła, którego trzymam za rękę? To samo pytanie mógłbym zadać Mateuszowi – „od kiedy stwierdziłeś, że jesteś heteroseksualny nie widziałem, abyś zjawiał się na jakiejkolwiek imprezie w klubie gay friendly”. Przypadek? Nie sądzę. A zarzut niespostrzegania u mnie innej aktywności (polityki, kynologii czy piłki nożnej). Mateusz nie ma czasu spotkać się ze mną (mimo, iż mieszkamy w jednym mieście) od ponad roku. W międzyczasie odwiedził mnie nasz wspólny znajomy, dla którego Mateusz znalazł czas – tzn. pisał, że chętnie się z nim spotka na piwko. Na moje zaproszenia nie odpowiadał wcale. Więc jak to możliwe, że nie rozmawiając ze mną od ponad 3 lat (bo tyle mniej więcej czasu minęło od naszego ostatniego spotkania) jest w stanie stwierdzić, w czym się aktywizuje, a w czym nie.

Cała dyskusja zakończyła się dość długim komentarzem Marka Idziak-Sępkowskiego z Naszego Wielkiego Krakowskiego Wesela. Pozwolę sobie go tu za jego zgodą zacytować, bo wyczerpuje on pewien temat, którego ja czasami nie potrafię opanować próbując coś powiedzieć.

„Mateuszu (imię zmieniono), widać z Twoich kolejnych komentarzy, że nie masz złych intencji. Jednak zważ że – prawdopodobnie z niewiedzy i niechcący – robisz chłopakom sporą krzywdę. Sprawa związku, miłości i jej publicznego afirmowania jest rzeczą osobistą każdego człowieka i nikt inny nie ma prawa się w to wtrącać. Chyba każdy z nas był  świadkiem powstawania, związków swoich hetero znajomych oraz gościem na ślubach wielu z nich.  Tego rodzaju uroczystości i w wszystkie inne rytuały heretyków są niczym innym, jak jedną wielką emanacją dumy. A przecież nieraz mogą być one odebrane jako natarczywe i prowokacyjne (np przez singli, lub nieprzychylną  teściową). Jednak w świecie hetero nikomu nie przyjdzie do głowy reglamentowanie tego, w jaki sposób jakaś para afirmuje swój związek.

Ktoś kto próbuje to robić, zazwyczaj sam się wyklucza się  z kręgu bliskich tej pary. Heretycy nie muszą używać słowa duma tylko dlatego, że mają tysiąc innych rytuałów służących jej okazaniu. I powszechnie wiadomo jest, że nikomu nie wolno tego negować, nawet jeśli ścibolenie się jakieś pary znajomych doprowadza nas czasem do szału.   Uczuciowość gejów niczym się w tym względzie nie różni, tylko brak prawa do okazywania uczuć niszczy naszą emocjonalność, tak samo jak niszczyłby waszą gdyby hetero byli piętnowani za każdy przejaw uczuciowości. To niestety wymaga odreagowania. Tak nas wszystkich stworzyła natura, że tworząc związek potrzebujemy jego afirmacji. Publiczne chodzenie za rękę, pocałunki, huczne wesela są swojego rodzaju zewnętrznym  umacnianiem związku po przez „oznaczanie swojego terytorium”. Wtedy wszyscy widzą – „to jest mój partner , partnerka” i każdy to respektuje.

Ten kto próbuje w jakikolwiek sposób włożyć klin w to „terytorium” (choćby „życzliwą” radą) jest społecznie napiętnowany. Niestety w naszym społeczeństwie ta zasada nie obowiązuje w stosunku do gejów. Tu każdy się czuje upoważniony do wtrącania się w nasze sprawy osobiste, a właściwie narzucania nam swojego punktu widzenia. Wybacz ale w świecie hetero  Twoje  porady byłyby jednoznacznie odebrane jako wpieprzanie się w cudzy związek. Od chłopaków oczekujesz uszanowania swojej samozwańczej roli mędrca, w sytuacji, gdy za to samo dla innego heteryka byłbyś zwykłym chu..kiem (bez obrazy). Cały czas próbujesz nakierować tę rozmowę na tor jak inni będą odbierać  spontaniczny pocałunek chłopaków i ich dumę z bycia razem. To jest problem innych. Swoimi „poradami” krzywdzisz kolegę, bo obniżasz  jego poczucie pewności siebie.  Zastanawianie się nad tym co powiedzą inni jest akurat największym przekleństwem związków homo. To przez to codziennie na ulicy mijasz nieświadomie dziesiątki par homo, które przy pozostają anonimowe i boją się sięgać po szczęście, które ty masz na wyciągnięcie ręki. Jest wiele sposobów afirmacji szczęścia związkowego, z których ty korzystasz na co dzień, a dla wielu z nas są one po prostu niedostępne: za rękę przez park nie, bo będzie to „prowokacja” wobec meneli.

Na kolację do rodziców nie bo, nie są na to gotowi. Na studniówkę z chłopakiem nie bo nauczyciele będą zgorszeni, a koledzy ze szkoły agresywni. Ślubu i wesela nie, bo nasz rząd wie lepiej jak mamy żyć. Ciągła auto cenzura. To niszczy związek. Jeśli przez większą część życia jesteśmy zmuszeni traktować najbliższą osobę jak by była obca, to prędzej czy później te nawyki zakradają się do naszego domu. Więc korzystając z jedynego co nam zostało wrzucamy dumną fotkę z chłopakiem …. I co? I okazuje się że dla kolegi z dawnych lat jest to „zaczepka”. Jeśli masz wolę, zrozumienia o czym mówię, to wyobraź sobie, że żyjąc w ciągłej obawie o reakcję innych, sam jesteś zmuszony do autocenzury swojego życia. Z rozmowy wynika że jesteś z żoną po pięknym weselu.

A zastanawiałeś się czy dla wszystkich było ono  takie fajne? Idąc za Twoją logiką dla Piotrka, który ma ograniczone możliwości wzięcia w Polsce ślubu musiało być bardzo przykre patrzenie na te wasze dumne rytuały. Też mógł to odbierać jako prowokację. A jednak chcąc pozostać w gronie Twoich znajomych musiał sobie jakoś poradzić.  Wyobraź sobie że i Twoje życie osobiste nie musi być w guście innych ludzi. Ale każdy ma obowiązek szanować to jak postępujesz w sprawach osobistych. Masz prawo afirmować swój związek tak jak zechcesz. Przecież nie zrezygnowałbyś   z wesela tylko dlatego że dla części ludzi jego estetyka jest delikatnie mówiąc niegustowna. Więc nie podważaj też prawa innych to samodzielnego decydowania o tym  z czego mogą być dumni. Rozumiem że tak naprawdę pokazujesz w ten sposób troskę o kolegę. Ale podważając jego pewność siebie w białych rękawiczkach działasz na jego szkodę. Nie wolno negować cudzego prawa do dumy z udanego i szczęśliwego życia. Niech chłopcy się całują, niech będą dumni. To ludzka rzecz. Nawet jeśli komuś się to nie podoba – nie są zupą pomidorową żeby wszyscy ich lubili.

Dla nich najważniejsze jest pielęgnowanie i afirmowanie ich szczęścia. Jak każdy wzmacniają w ten sposób swój związek, a jednocześnie dają nadzieję na to, że kiedyś w Polsce jawne bycie z osobą, którą się kocha, nie będzie wymagało heroizmu. Jeśli uważasz się za prawdziwego kolegę, to powinieneś być raczej dumny z Piotrka za to, że ma tyle odwagi. Pozdrawiam.”

~Piotrek