Od ostatniego wpisu o nowej pracy (cz. 1) minęło dwa miesiące. Ten czas to kolejne zmiany w moim życiu zawodowym, które od dawien dawna odkładałem a o których tak bardzo marzyłem.
Od chwili, gdy skończyłem 18 lat pracowałem. Na początku dorywczo, a na drugim roku studiów dostałem pierwszą poważną pracę. Taką na pełny etat, z solidną podstawą i sporymi premiami. Chłonąłem wiedzę o sprzedaży produktów bankowych i bez większego zastanowienia wcielałem ją w życie. Nie było miesiąca, abym nie zrealizował planu sprzedażowego a tym samym cieszyłem się niezłą premią. Z czasem przyszedł czas na inną pracę -w dalszym ciągu podczas studiów. Tym razem miałem okazję zajrzeć od kuchni na to, jak kreuje się polityka firmy a i swoje 3 grosze dorzuciłem i zainicjowałem proces re-brandingu. To krótki epizod pomieszkiwania i pracowania w Warszawie zakończony powrotem do Lublina i pracą w kancelarii zajmującej się windykacją.
Dalsza część historii opisana została w pierwszej części wpisu „w nowej pracy”. Choć i ona ma swój dalszy bieg. Będąc pełen entuzjazmu i zapału nie tylko nowym miejscem pracy ale i ludźmi oraz atmosferą towarzyszącą codzienności któregoś dnia zadzwonił telefon. Była powoła stycznia. Numer nieznany. Co do zasady nie odbieram takich połączeń, ale tym razem zrobiłem inaczej. Usłyszałem – „dzień dobry, nazywam się …….. aplikował Pan do naszej kancelarii i był na rozmowie kwalifikacyjnej. Chciałabym Panu pokrótce przedstawić ofertę pracy”. Była to praca zupełnie inna niż te, które do tej pory wykonywałem. Nie jest ona związana ze sprzedażą czy kontaktem z klientem. Jak wiecie, z wykształcenia jestem prawnikiem. W przepisach, orzeczeniach, sądach itd. czuję się, jak ryba w wodzie. Ta praca mnie pochłania; czas płynie zupełnie inaczej a w dodatku z każdą kolejną kartą dowiadujesz się, jak możesz komuś pomóc. Moi przyjaciele i rodzina doskonale o tym wiedzą.
Po tym telefonie poczułem, że stoję na życiowym zakręcie. Czy mój czas w sprzedaży faktycznie minął? Jak mam odejść z firmy, w której tak ciepło wszyscy mnie przyjęli? Jak pożegnać się z ludźmi, z którymi po kilku dniach w pracy łączyło mnie tak wiele? Jeszcze zanim dowiedziała się o tym szefowa, rozmawiałem ze znajomymi. Czułem się jak małe dziecko zagubione w ogromnym centrum handlowym. Z jednej strony decyzja zdawać się była oczywista. W końcu muszę dbać o własny interes, bo taka okazja może się po prostu więcej nie powtórzyć.
Swoją gotowość do pracy zgłosiłem nowemu pracodawcy. Nie mogłem jednak przemóc się na rozmowę z szefem. Czułem się głupio bo wiedziałem, że zawiodę tym, co mam do przekazania.
I tak też było. Powiedziałem na kilka dni przed końcem miesiąca. Doskonale wiem, że to nie jest do końca w porządku. Nie mam też zamiaru się tu usprawiedliwiać i nie robiłem tego podczas tej rozmowy. Czułem jednak walkę o mnie. Bo usłyszałem, że tak łatwo nie puszczą mnie z tej firmy. Szefowa przez tych kilka dni szukała mi nowego stanowiska pracy podobnego do tego, co zaoferowano mi w innej firmie. Nawet w piątek, mojego ostatniego dnia pracy w tej firmie prowadziła rozmowy z kierownikami innych działów o czym otwarcie mi powiedziała. Usłyszałem od niej jednak prawdę – że nie umiem załatwiać takich rzeczy. To prawda, nie umiem. Nie umiałem podejść do niej i powiedzieć, że chcę innej pracy i czy nie pomogłaby mi takiej znaleźć w firmie. Taki już jestem…
Pożegnaliśmy się w przemiłej atmosferze. Wróciłem tego dnia do domu grubo po północy – taaak, to ta sytuacja, gdy telefon powinno trzymać się zamkniętym na 3 kłódki gdzieś głęboko w plecaku a wcześniej powinien zostać zabezpieczony hasłem niemożliwym do wpisania po kilku głębszych. Usłyszałem też życzenia, które zapadły mi w pamięć i o których chcę pamiętać – bo życzono mi „źle”. Oby nie udało mi się w nowej pracy, i abym szybko wrócił do nich! 🙂
Będzie i czas na trzecią część, bo opowiem Wam, jak mnie przywitano w „nowym-nowym” miejscu pracy i jak to tam jest z LGBT 🙂
~ Piotrek
PS. Przepraszamy z Pawłem za tak długi brak wpisów. Obiecujemy poprawę 🙂