Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, dzisiaj pracuję już w swoim zawodzie. Mam pracę, która przygotowuje mnie do aplikacji i późniejszego egzaminu zawodowego. Zacznę jednak od początku.
Do tej pory nigdy nie miałem tak, że w piątek idę do jednej pracy a w poniedziałek zaczynam od zupełnie innego stanowiska w zupełnie innej firmie. Gdy 1 lutego wszedłem do pokoju, w którym teraz na co dzień „urzęduję” zobaczyłem 7 osób witających mnie uśmiechem. Od razu chętni byli, aby pokazać mi kawałek kancelarii od kuchni. Moje zaaklimatyzowanie się trwało kilka dni. Dało się to zauważyć po tym, że co raz śmielej ekipa rozmawiała przy mnie w taki sposób, jakbym był swój. Zresztą usłyszałem to wprost przy porannej kawie od koleżanki.
Mimo dziesiątek akt sprawy, które każdego dnia przewijają się przez nasze ręce korzystając z przerwy umiemy odpocząć od paragrafów, pism, pozwów, wyroków i apelacji. Przy okazji tego wszystkiego osłuchałem się żargonu prawniczego, który do tej pory znałem raczej z for internetowych. W tym wszystkim – chciałbym, abyście zrozumieli – występuje specyficzny rodzaj prawniczego żartu, który dla osób przysłuchujących się mógłby wydać się co najmniej dziwny. Lecz tak już chyba jest, że różne profesje mają swój język i humor. Dla przykładu, koleżanka zamiast „mój chłopak” mówi „mój konkubent” (podobno najbardziej znienawidzone słowo w Polsce).
Pośród tych wszystkich rozmów wychylił się temat pośrednio związany ze środowiskiem LGBT. Mianowicie koleżanka zaczęła pytać na forum, czy podrywała nas kiedykolwiek osoba tej samej płci? Odpowiedzi były różne, ale reakcje podobne – entuzjastycznie, z uśmiechem na twarzy i wybitną szczerością. Gdy i mnie zapytano o to, nie zdążyłem odpowiedzieć, bo do pokoju wszedł gość. Temat ten pozostawał na językach przez kilka kolejnych dni. Wszyscy wiedzieli, że kogoś mam bo przez końcem tygodnia pełen zapału chwaliłem się czekającymi na mnie pierożkami teściowej. Nikt jednak nie dopytywał. Po wszystkim co usłyszałem, wiedziałem też, że wśród tych ludzi nie powinna spotkać mnie przykrość z powodu orientacji seksualnej. Swoją drogą, jeśli zastanawiacie się, dlaczego koleżanka pytała innych o podrywanie przez osobę tej samej płci, odpowiem 🙂 Otóż -jak twierdzi autorka pytania – ona sama nigdy nie była podrywana przez inną dziewczynę i nie wie dlaczego. Przemyślenia były różne, jak to u kobiet (sorry). Osobiście swoje przemyślenia sprowadziłem do tego, że być może lesbijki po prostu „wiedzą”, że u tej konkretnej dziewczyny nie mają szans ze względu na jej heteronormatywność. To temat do głębszych rozważań – czy gejradar (lesradar) istnieje 🙂
Pewnego słonecznego dnia… ta sama koleżanka, która rozpoczęła temat podrywania zapytała się mnie ni z tego ni z owego – „Piotrek, a ty ze swoją konkubiną…” i tu jej przerwałem zadając pytanie „A kto powiedział, że to konkubina?”. Jeśli myślicie, że zapadła cisza, to mylicie się. Prawnicy, jak to prawnicy od razu odrzekli – „no właśnie, kto powiedział”. Dalej potoczyło się już swoim naturalnym torem. Pokazałem na telefonie Pawła i pokazałem zdjęcia z bloga. Część osób zaczęła go przeglądać i czytać. Jednak przy moim coming outcie w pracy nie było wszystkich…
Nie było m.in. jednego z kolegów. Wcześniej słyszał przewijające się słowo „blog”, „ukryta opcja marketingowa sklepów Piotr i Paweł” etc. Wszystko jednak zmieniło się w miniony weekend. Najwierniej odda to treść wiadomości jaką otrzymałem od niego, którą pozwolił mi przytoczyć. Zamieszczam więc jej fragment, który dotyczy bezpośrednio tego wpisu: „Cześć Piotrek! (…) Dzisiaj w drodze do domu czytałem sobie w zasadzie z nudów Twojego bloga, którego dostałem od Ani. Muszę Ci powiedzieć, że chociaż ja, jako facet mam podobne podejście do sprawy, jak początkowo tata Twojego chłopaka (haha, jak widzisz zagłębiłem się) i patrzę na kwestię homoseksualizmu z pewnym dystansem, to Twój blog wywarł na mnie na prawdę bardzo pozytywne wrażenie 😉 Dlaczego pozytywne? Jak sam wiesz – bo ostatnio w pracy mówiłem – jestem w życiu zdania, >> że każdy powinien sobie robić w życiu to, co mu się podoba i z czym mu w życiu dobrze<< a poza tym, o czym nie wspomniałem, myślę, że najważniejsze to być przede wszystkim sobą. Fajnie, że w tym wszystkim pokazujecie dwie perspektywy (nie tylko swoją, ale i osób, które są heteroseksualne, i jak czasem trudno im to zrozumieć) – to jedna sprawa, a druga, – że osoby homoseksualne czytając Waszego bloga dostają ogromne wsparcie! To w sumie tyle, co chciałem Ci napisać, ale szacunek za otwartość i to jak fajnie, na prawdę fajnie tego bloga się czyta – zarówno osobom hetero, jak i homoseksualnym! Nawet ja po paru postach czuję, że jestem lepszym człowiekiem z większą świadomością! Życzę miłego weekendu i do zobaczenia w pracy!”.
Wspomnę, – co nie powinno być zaskoczeniem – że w tym momencie „zatkało mnie”. Mimo, że wiadomość czytałem blisko godz 5 w nocy wracając z klubu w Krakowie do akademika, doskonale ją rozumiałem. Paweł po przeczytaniu jej, sam nie za wiele mógł powiedzieć. Czuliśmy, że przeszywa nas dziwna radość i spokój. Jednocześnie dotarło do nas w sposób do tej pory nam nieznany, po co ten blog powstał i dlaczego my to robimy.
Zadaję sobie ciągle pytanie – jak to jest, że po raz kolejny mi się udało. Moja orientacja nie wzbudziła żadnej sensacji ani przejawu nadmiernej ekscytacji. Zostało to przyjęte, jak coś normalnego, dokładnie tak, jak życzylibyśmy sobie tego wszyscy. Ci co śledzą bloga, zapewne już zauważają powtarzające się „że nie szukamy z Pawłem akceptacji”. Tak też jest. Nie chcemy, aby ktoś musiał akceptować coś, co wg niego mogłoby być nienaturalne. Ja jestem naturalny i tak też chcę być postrzegany. Moim skromnym zdaniem, lepiej czuję się traktowany neutralnie ze względu na to, że jestem gejem. Dokładnie tak, jak traktują mnie moi przyjaciele. Dla nich jestem cały czas tym samym Piotrkiem, który znalazł swoją drugą połówkę. O swoim związku rozmawiam z nimi w sposób naturalnie i społecznie przyjęty. Bez sensacji – „bo to gej”. Ale z radością i ciekawością – bo się zakochał. I być może czepiam się tego określenia „akceptacja”. Jednak zmienianie nastawienia do środowiska LGBT należy zacząć od siebie. Bo przejedzone i wymielone powiedzenie „najpierw wymagaj od siebie – zanim zaczniesz wymagać od innych” jest tu do zastosowania, jak nigdzie indziej.
~ Piotrek
„Można całe życie wspinać się po szczeblach drabiny i nagle pod koniec odkryć, że stała ona oparta nie o tę ścianę”
~ Krzysztof Kaluta