W teatrze życia – cz. 1

Życie różami usłane, bez problemów i zmartwień, nieprzespanych nocy w otoczeniu wspaniałych ludzi. Cudowna aura codzienności.

Tak cudownie nie jest i nigdy nie było. Radość i uśmiech, które towarzyszą mi na co dzień nie są wynikiem doskonałego życia. Mam za sobą wiele lat ciężkiej pracy; pracy nad samym sobą, która zaowocowała niedawno akceptacją samego siebie.

Napisałem w jednym z pierwszych wpisów na tym blogu o moim ojcu, który już nie żyje. Umarł w 2010 roku, gdy ja miałem 21 lat. Uruchomiło to w moim życiu procesy, o które od dawna zabiegałem, ale nie wiedziałem jak je zainicjować. Całość to efekt dzieciństwa oraz życia nastoletniego. Zacznę jednak od początku.

Jestem DDA – dorosłym dzieckiem alkoholika. Jestem najstarszym z rodzeństwa. Mój ojciec nadużywał alkoholu odkąd tylko pamiętam i robił to niemalże do ostatniego dnia swojego życia. Jako jego najstarszy syn, często byłem dla niego tym najgorszym. Byłem Piotrkiem, który ciągle mu się sprzeciwia stając po stronie młodszych braci. Uważał mnie również za osobę, która z racji swojego charakteru nigdy niczego nie osiągnie w życiu. Gdy usłyszał od mojej mamy a swojej żony o zdanym przeze mnie egzaminie na prawo jazdy, był do tego stopnia pewny swojej racji, że bez zawahania założył się z nią o samochód. Oczywiście przegrał i musiał go dla mnie kupić. Mimo wielu cierpkich słów, jakie przyszło nam wysłuchiwać, tato miewał i dobre dni. Był osobą uczuciową, która potrafiła rozpłakać się przy pierwszym filmie z gatunku „dramat”. Wiele decyzji, które podejmował konsultował z nami. Był to czas, kiedy na chwilę zapominało się o tym, że chce nas wysłać do domu dziecka, wyrzuci nas z domu albo nie chce, abyśmy byli jego synami.

Tuż przed moimi 18. urodzinami musiałem uciec z domu. Spakowałem się w kilka chwil, a następnego dnia byłem już u znajomych pod Warszawą, gdzie przygotowywałem się do wyprowadzki do Hiszpanii. Musiałem to zrobić dla siebie i swoich braci. To była ciężka decyzja, gdy rozum podpowiadał mi, że trzeba na chwilę zostawić ich samych, aby zbudować podwaliny innego, lepszego życia na obczyźnie. Swoją pełnoletnie urodziny spędziłem w samotności. Trochę na własne życzenie, bo mimo iż otaczali mnie dobrzy znajomi, nie umiałem nikomu zaufać.

W filmie premiera oznacza, że wszystko jest już skończone, możesz już tylko usiąść w fotelu i patrzeć. A w teatrze to dopiero początek”

Cyt. „Dziecko w niebie” Jonathan Carroll.

(cz. 2 za tydzień)

~ Piotrek