Piotrek troszkę mnie wkręcił, ale koniec końców na dobre to wyszło. Przyjazd jego mamy zaplanowany był na poniedziałek 13 lipca. Zaraz po mojej pracy mieliśmy odebrać ją z dworca PKP. Może gdybym był bardziej domyślny to wywnioskowałbym, że jego działania są podejrzane.
Zaczęło się od tego, że dokładnie posprzątał w mieszkaniu już w czwartek, jakby spodziewał się szybko gości, a przecież moi rodzicie mieli wpaść do nas w sobotę. W piątek umówił się z koleżanką. Miał rozmawiać o sprawach zawodowych więc szedł na spotkanie beze mnie. Ja w tym czasie uciąłem sobie drzemkę. Nagle wybudził mnie SMS od Piotrka: „Dawaj na rynek, siedzimy przy piwku”, a zaraz potem dodał „daj znać jak będziesz na placu solnym to po ciebie wyjdę”. Niczym nie zdziwiony, poszedłem do centrum.
Piotrek rzeczywiście po mnie wyszedł i zaprowadził do Coffee Planet gdzie siedziała już jego mama. W tym momencie zrobiło mi się gorąco. Jedyne słowa które wyksztusiłem z siebie na początku to „Ojejku”. Widać było mój stres, który był jak najbardziej na miejscu. Na początku mama Piotrka chciała podkręcić sytuacje i troszkę mnie jeszcze postraszyć i stresować, ale szybko zrobiło się swobodnie, bo taką atmosferę naturalnie tworzy w swoim otoczeniu. Jednak mimo wszystko takie poznanie było łatwiejsze niż stres związany z oczekiwaniem na spotkanie w poniedziałek. W tym miejscu powinienem podziękować mojemu chłopakowi, że dba aby możliwie zmniejszyć stres z takim wyzwaniem jak poznanie jego rodziny.
No i właśnie! Teraz nadszedł czas na spotkanie naszych rodziców. To była największa zagadka. Czy się będą dogadywać? Jak będą się zachowywać w swoim towarzystwie. No i jak ja i Piotrek przetrwamy to spotkanie rodzinne?
Rezultat przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Już po krótkim czasie było tylko naprzemienne wołanie na papieroska mojego taty i mamy Piotrka. Obie nasze mamy dobrze się dogadywały i żartowały oraz rozmawiały na poważne tematy. Piwko, obiad, drink, badminton, potem mała domówka w naszym mieszkaniu. Chcieliśmy ich zostawić samych w naszym mieszkaniu, ale dogadywali się tak dobrze, że baliśmy się o to, że nabroją, gdy tylko wyjdziemy. Wracając rano już z daleka widzieliśmy naszych rodziców siedzących na murku przed blokiem i palących fajkę. Zniszczona roleta i głodni rodzice to zadanie, któremu musieliśmy sprostać z samego rana! Już mieliśmy wyjść na miasto, kiedy moja mama stwierdziła, że niewygodnie jej będzie chodzić w wysokich butach po Wrocławiu. Szybko udało nam się ją namówić do chodzenia w kapciach (tzw. ciapach według lubelskiego języka Piotrka).
No i drugi dzień upłynął pod znakiem małego zwiedzania, lodów i pokazu fontann multimedialnych. Nie myśleliśmy, że będzie tak dobrze, ale udało się! Pierwsze rodzinne spotkanie można uznać za udane!
Rodzice oczywiście wymienili się już numerami telefonów. Ba, nawet już rozmawiali bez naszego udziału. Było też drukowanie rodzinnych zdjęć, tak aby każdy z rodziców jakieś zawsze przy sobie. Zabrakło w tym spotkaniu tylko jednego… Wspólnego tańca przy Just Dance! Na to namówić się ich nie dało… Przynajmniej teraz 🙂
Całe te spotkanie udowodniło nam, że mamy prawo i możemy tworzyć jedną rodzinę. SMSy do Piotrka podpisane „teściowie”, wiadomości naszych rodziców, w których nazywają czy to Piotrka, czy mnie „synowy” (od synowej) budują tożsamość i więzy rodzinne.
To był kolejny krok ku naszemu szczęściu. Krok o tyle ważny, że stwarza nowe możliwości i wyzwania.
~ Paweł