W nowej pracy cz.1

Cześć 🙂

Na początku przeprosiny, bo w grudniu nastała z Naszej strony dłuższa cisza, ale już wyjaśniam dlaczego!

Ponad 2 tygodnie temu zmieniłem pracę. Jeszcze do niedawna zajmowałem się ubezpieczeniami w nowej/starej firmie Prudential. Tym, którzy lubią oglądać reklamy w telewizji na pewno rzuciły się w oczy zajawki o wypłacie świadczeń z przedwojennych polis, które teoretycznie i praktycznie nie musiały być w świetle prawa wypłacane (tak, Ci ludzi z reklam to prawdziwi spadkobiercy a opowiedziane przez nich historie są autentyczne). Współpraca z tą firmą to była duża przyjemność. Miejsce i ludzie przypominali mi, że można żyć pośród tych, których łączy pasja i dbałość o drugiego człowieka. Firma ta postawiła sobie szczytne zadanie – przywrócić obraz agenta ubezpieczeniowego do tego sprzed wielu lat, gdy kojarzył się on chociażby w Anglii z opiekunek domu; tzw. Man from the Pru. Nie wiem, czy to się uda, i kiedy. A dlaczego dzisiaj na słowa „dzień dobry, jestem agentem ubezpieczeniowym” reagujemy jak pies na jeża, wszystkim (albo prawie wszystkim) jest wiadome. Ja miałem przyjemność być „człowiekiem z Pru”. Przyjemność chociażby dlatego, że od pierwszego kroku czuło się autentyczność i transparentność. Ludzie tworzący tą firmę cechowali się otwartością, i taką zwyczajną ludzką troską.

Przede mną przyszedł niestety czas decyzji. Jeden z moich klientów – nie z Prudentiala, lecz mojej drugiej profesji – nie wykazał się specjalną uczciwością. Wykonywałem dla niego usługi związane z moim wykształceniem, za które miałem być wynagrodzony. Poszła Faktura, termin zapłaty minął a pieniędzy na koncie nie było. To przekreśliło znowu cel, jakim miało być kupno mieszkania na początku roku. Jednocześnie musiałem pożegnać się z firmą ubezpieczeniową. Zdecydowanie lepiej czułem się jako klient tej firmy. Mimo tych wspaniałych ludzi, atmosfery, celu nie czułem, abym się tam realizował. Moje miejsce jest zdecydowanie gdzieś indziej.

Tydzień później odbyłem jedną rozmowę kwalifikacyjną. Długą rozmowę – łącznie prawie 2 godziny. Rozpoczęło się od zwykłych pytań, później doszły już bardziej szczegółowe. Po 30 minutach zostałem poproszony o to, abym jeszcze nie wychodził. Będzie od razu druga rozmowa z kierownikiem i liderem. Przyszły 2 panie – uśmiechnięte od ucha do ucha. Na wstępie usłyszałem – „podobno jesteś dobry!”. No cóż – pomyślałem – tak chyba jest. Wiem, na co mnie stać, jakie mam doświadczenie i jak przerzucały się one na moje wyniki w poprzednich pracach. Druga część rekrutacji to coś, z czym jeszcze nigdy się nie spotkałem. Sam przeprowadziłem w swoim życiu blisko 500 rozmów kwalifikacyjnych – więc chcąc nie chcąc wiele technik rekrutacyjnych znam. Tu jednak wyglądało to inaczej.

Po tej przesympatycznej ale i merytorycznej rozmowie czekałem tylko na magiczne „ jak będziemy zainteresowani, damy znać”. Zamiast tego usłyszałem, że mnie chcą. Od razu zaprowadzili mnie do miejsca, gdzie będę na co dzień pracował. Poznałem ludzi, pośród których będę wykonywał swoje zadania.

Mija 2 tygodnie, jak tam pracuje. Już dzisiaj mogę powiedzieć, że jest to jedno z najbardziej zwariowanych miejsc, w jakim przyszło mi pracować. W miniony czwartek między słowami zapytano mnie, czy mam dziewczynę? Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie. Na tym temat ucichł. Kilka godzin później, kiedy to podczas zwykłej pogadanki między pracownikami-kolegami znowu padł temat związków, a w żartach również co chwilę przewijał się tematy „bliższe ciału”. Z racji, że dość szybko się z nimi zakolegowałem (a w grupie są i dziewczyny i mężczyźni), przyłączyłem się do zabawnych dyskusji. Bez owijania w bawełnę, na zadane ogólnie pytanie – odparłem, że nie mogę narzekać w temacie seksu, a nawet wręcz przeciwnie. Dodałem, że jestem zakochany po uszy. Nikt specjalnie chyba nie skojarzył tego, z moimi wcześniejszym słowami, jakobym nie miał dziewczyny. Dopiero po chwili usłyszałem – „Piotrek, a ty to chyba nas okłamałeś”. Mówisz, że nie masz dziewczyny, a… i ucięła 🙂 z uśmiechem na twarzy moja szefowa. Po chwili padło pytanie – a może ty to jesteś gejem? Bez chwili zastanowienia odpowiedziałem – tak.

Jaka była reakcja? Usłyszałem – „ale fajnie”, „nie jesteś tu jedyny”, „ cieszymy się, że powiedziałeś”, „nie martw się, tu nikt z tym nie ma problemu” i wiele innych ciepłych (ha!) słów.

A piątek? Chrzest! Byłem świeżynką, więc musiałem przejść to, przez co inni przechodzili. Ale o tym opowiem już w kolejnym wpisie 🙂

~ Piotrek

 

„OŚWIADCZAM, że moje widzenie obrazu rzeczywistości jest arcydziełem, jego treści i formy nie będę uzgadniał z nikim.” – L. Przyjemski